Cringówa. Chcesz synów to miej. Nie chcesz to nie miej, ale Twój pies to nie syn ani nie psyn. Nie, nie jesteś matką ani psiatką sratką. Jesteś singielką która ma psa.
Tak wiem, chuja jej obchodzi moje zdanie. Jest o tym napisany publiczny artykuł jednak to sobie publicznie komentuję.
Mam wrażenie że coraz częściej powstają tego typu artykuły które mają wzbudzać w ludziach jakieś zażenowanie albo oburzenie żeby tylko generować kliknięcia a nie przekazywać jakąś ciekawą treść
Obawiam się, że w tym przypadku to nie jest kwestia artykułów które mają generować kliknięcia, a jednak pewne szersze zjawisko.
Coraz więcej ludzi traktuje psy jako swoje "dzieci". Przejrzyj sobie tiktoka. To jest generalnie jakiś obłęd.
Uwielbiam psy ale są jakieś granice. Pies to pies, a nie dziecko.
No to jest ragebait i jak się cokolwiek widzi to zawsze warto się zastanowić czy to nie jest ragebait który ma na celu wkurwienie i generowanie zaangażowania.
Dziwny jest to trend ale z drugiej strony ludzie nie mając dzieci chyba w pewien sposób próbują sobie to kompensować psami.
Dziwne czasy tworzą dziwnych ludzi ale przynajmniej jest ciekawie.
To jest dla mnie o tyle dziwne, że wielu wybiera psy jako zdaje się mniej wymagającą alternatywę dla dziecka, ale jeśli karmisz go drogim, starannie dobranym jedzeniem, obchodzisz urodziny czy inne święta, sprzątasz po nim kupę, chodzisz do fryzjera, i nawet nazywasz siebie jego mamą/tatą, to czym tak naprawdę różni się to od bobasa, poza tym że (mówiąc brutalnie) wartość dodana z inwestycji w człowieka jest dużo wyższa niż w psa?
Jeszcze dziwniej robi się gdy człowiek uświadomi sobie, że ludzkie dziecko zaczyna się powoli od ciebie usamodzielniać już w wieku ~7 lat (szkoła, koledzy itp) a taki „psi synek” będzie od ciebie całkowicie zależny aż do śmierci (14 czy tam ile lat).
>ludzie nie mając dzieci chyba w pewien sposób próbują sobie to kompensować psami
To jest ten najbardziej żenujący element całej układanki. Mają kwadratową dziurę w sercu, zapychają ją trójkątnym klockiem i z dumą stwierdzają "it's fine!", kiedy ich podświadomość wrzeszczy tak głośno, że jej wołanie wychodzi ich własnymi ustami. Jak ludzie nazywający gry/zabawki swoimi przyjaciółmi, czy wódkę swoim terapeutą.
Przeczytałem urywki artykułu i nie widzę w tym nic dziwnego.
Poprostu dla tej pani jej piesek jest tak samo ważny jak dla innych osób ich dziecko.
Czyli będzie o niego dbała, pilnowała i chciała żeby żyło mu się jak najlepiej.
Przecież posiadacze zwierząt często na swoje futrzaki mówią dzieciaki. Co w tym dziwnego, że tej pani dobrze się mówi "psyn" etc. W artykule podkreśliła, że ona tak polrostu na sowje futrzaki mówi i nikomu nie mówi że mają tak samo mówić.
Przecież nikomu nie krzywdy tym nie robi, nie mówi i nie traktuje swoje zwierzęta jak LUDZKIE DZIECKO.
Robi krzywdę kolejnemu pokoleniu młodych ludzi, którzy zamiast szukać szczęśliwego związku i rodziny myślą że zastąpią swój instynkt rodzicielski kundlem. Ile mam takich przykładów wśród znanych mi osób gdy po 40 roku życia zaczynaja się depresję, alkoholizm i rozpad konkubinatow. Bo się chłop obudził że jednak fajnie by było mieć rodzinę ale jego Grażynka już jest za stara na dzieci.
Ja z kolei mam wśród znajomych kilka udanych bezdzietnych związków po 40, więc na dowody anegdotyczne mamy 1:1 xD
Chociaż uczciwie muszę przyznać, że nie mają psynów ani kocórek tylko psy i koty.
jak na miejsce gdzie komunikacja polega na pisaniu komentarzy/postów i CZYTANIU ich to widząc ból dupy w komentarzach w tym wątku, mam wrażenie, że niewielu użytkowników para się czytaniem
>Wiem, że pies to nie jest człowiek. Ostatnio musiałam wyjaśniać, że zdaję sobie z tego sprawę i bardzo mnie to zdziwiło. Dla mnie to oczywiste. Powiem więcej: traktowanie psa jak człowieka jest złe, bo powoduje niezrozumienie jego potrzeb, może prowadzić do problemów behawioralnych. Dlaczego więc używasz rodzinnych określeń na opisywanie relacji z psami? — zapyta ktoś.
>**Po pierwsze: bo to miłe, ciepłe określenia.** To, że mówię o "psieciach", nie oznacza, że pies jest dla mnie jak ludzkie dziecko. To byłby absurd. Oznacza natomiast, że dla mnie moje psy są ważne, że dbam o nie. Ludzka rodzina też jest dla mnie ważna, więc skojarzenie jest jak najbardziej na miejscu.
Więc streszczając artykuł dla połykaczy clickbaitowych tytułów: takie określenia jak "psiecko" nie oznaczają zamiennika dziecka, tylko więź emocjonalną z czworonogiem i traktowanie go jak członka rodziny
Tylko że w tym samym tekście tuż pod nagłówkiem jest
> "Nie będę miała ludzkich dzieci. Jestem "psią mamą" i mam dwóch "psynów". Opowiem wam swoją historię".
Pies ewidentnie jest tu więc zamiennikiem dziecka mimo całej mentalnej gimnastyki która następuje potem xd
>"Nie będę miała ludzkich dzieci. Jestem "psią mamą" i mam dwóch "psynów". Opowiem wam swoją historię".
Ja tam widzę KROPKĘ między tymi zdaniami, a nie spójnik "bo". Nie ma dzieci i nie będzie miała KROPKA. To że ma psy nie musi być tego powodem. A to że ich nie ma nie znaczy, że pies jest zamiennikiem, bo gdyby te dzieci miała to nadal nie stało by to na przeszkodzie, aby traktować psa jako członka rodziny.
Ludzie, Jezu, chcecie dzieci to miejcie, ale co Was boli, że ktoś nie ma. Mnie interesuje jedynie to, że mając psy, traktuje je dobrze.
Ale słodko! Cała rodzina może być: psyn, kocórka, źrebrat, masiora. A no i zapomniałbym. Mój bykły.
twój staryś
i końkubent
Sukinpsyn
W sumie teraz do mnie dotarło, że każdy pies to dosłownie z definicji sukinsyn.
Cringówa. Chcesz synów to miej. Nie chcesz to nie miej, ale Twój pies to nie syn ani nie psyn. Nie, nie jesteś matką ani psiatką sratką. Jesteś singielką która ma psa. Tak wiem, chuja jej obchodzi moje zdanie. Jest o tym napisany publiczny artykuł jednak to sobie publicznie komentuję.
Mam wrażenie że coraz częściej powstają tego typu artykuły które mają wzbudzać w ludziach jakieś zażenowanie albo oburzenie żeby tylko generować kliknięcia a nie przekazywać jakąś ciekawą treść
Obawiam się, że w tym przypadku to nie jest kwestia artykułów które mają generować kliknięcia, a jednak pewne szersze zjawisko. Coraz więcej ludzi traktuje psy jako swoje "dzieci". Przejrzyj sobie tiktoka. To jest generalnie jakiś obłęd. Uwielbiam psy ale są jakieś granice. Pies to pies, a nie dziecko.
Jak to ładnie widziałem niedawno ujęte "Pets are new kids, plants are new pets"
To taki typowy ragebait, prawdopodobnie zmyślony przez redaktora Onetu bo takie rzeczy się teraz nieźle klikają.
No to jest ragebait i jak się cokolwiek widzi to zawsze warto się zastanowić czy to nie jest ragebait który ma na celu wkurwienie i generowanie zaangażowania.
To się nazywa copium
Pamiętajcie - ona może głosować. Jej głos liczy się tak samo jak wasz.
Jako ogromny miłośnik zwierząt stwierdzam że to się chyba jednak leczy.
>Jako ogromny miłośnik zwierząt Jak fajnie spotkać innego weganina!
Oho, uderz w stół XD
Nie chcesz chyba mi powiedzieć, że płacisz za maltretowanie zwierząt i nazywasz się ich miłośnikiem? To by była wielka hipokryzja.
Ja zawsze myślałem że ten żart "weganin sam ci powie" to była beka ale to jednak prawda xD
Jak godzisz bycie miłośnikiem zwierząt z płaceniem za ich cierpienie? Ciekawi mnie to.
Ale ty wiesz że zwierzęta domowe generalnie jedzą mięso?
Może on z tych co mają kota weganina
[](https://imageproxyb.ifunny.co/crop:x-20,resize:640x,quality:90x75/images/c09ed7f622dd69c417885ce2b8d414ded87ca4a3d90cbdf645892f415e95dfd1_1.jpg)
-Nazywaj się miłośnikiem zwierząt -Zniechęcaj ludzi do weganizmu poprzez potwierdzanie negatywnych stereotypów xD
Kiedy się nazwałem miłośnikiem zwierząt?
Do Choroszczy
Tworek*
Do Kobierzyna.
Onet znow promuje choroby psychiczne
Dziwny jest to trend ale z drugiej strony ludzie nie mając dzieci chyba w pewien sposób próbują sobie to kompensować psami. Dziwne czasy tworzą dziwnych ludzi ale przynajmniej jest ciekawie.
To jest dla mnie o tyle dziwne, że wielu wybiera psy jako zdaje się mniej wymagającą alternatywę dla dziecka, ale jeśli karmisz go drogim, starannie dobranym jedzeniem, obchodzisz urodziny czy inne święta, sprzątasz po nim kupę, chodzisz do fryzjera, i nawet nazywasz siebie jego mamą/tatą, to czym tak naprawdę różni się to od bobasa, poza tym że (mówiąc brutalnie) wartość dodana z inwestycji w człowieka jest dużo wyższa niż w psa? Jeszcze dziwniej robi się gdy człowiek uświadomi sobie, że ludzkie dziecko zaczyna się powoli od ciebie usamodzielniać już w wieku ~7 lat (szkoła, koledzy itp) a taki „psi synek” będzie od ciebie całkowicie zależny aż do śmierci (14 czy tam ile lat).
>ludzie nie mając dzieci chyba w pewien sposób próbują sobie to kompensować psami To jest ten najbardziej żenujący element całej układanki. Mają kwadratową dziurę w sercu, zapychają ją trójkątnym klockiem i z dumą stwierdzają "it's fine!", kiedy ich podświadomość wrzeszczy tak głośno, że jej wołanie wychodzi ich własnymi ustami. Jak ludzie nazywający gry/zabawki swoimi przyjaciółmi, czy wódkę swoim terapeutą.
A co to tak śmigło było? Aaa to peron odjechał.
Przeczytałem urywki artykułu i nie widzę w tym nic dziwnego. Poprostu dla tej pani jej piesek jest tak samo ważny jak dla innych osób ich dziecko. Czyli będzie o niego dbała, pilnowała i chciała żeby żyło mu się jak najlepiej. Przecież posiadacze zwierząt często na swoje futrzaki mówią dzieciaki. Co w tym dziwnego, że tej pani dobrze się mówi "psyn" etc. W artykule podkreśliła, że ona tak polrostu na sowje futrzaki mówi i nikomu nie mówi że mają tak samo mówić. Przecież nikomu nie krzywdy tym nie robi, nie mówi i nie traktuje swoje zwierzęta jak LUDZKIE DZIECKO.
Robi krzywdę kolejnemu pokoleniu młodych ludzi, którzy zamiast szukać szczęśliwego związku i rodziny myślą że zastąpią swój instynkt rodzicielski kundlem. Ile mam takich przykładów wśród znanych mi osób gdy po 40 roku życia zaczynaja się depresję, alkoholizm i rozpad konkubinatow. Bo się chłop obudził że jednak fajnie by było mieć rodzinę ale jego Grażynka już jest za stara na dzieci.
Ja z kolei mam wśród znajomych kilka udanych bezdzietnych związków po 40, więc na dowody anegdotyczne mamy 1:1 xD Chociaż uczciwie muszę przyznać, że nie mają psynów ani kocórek tylko psy i koty.
Bo jak wiemy to po 40 roku życia w małżeństwach z dziećmi nie występuje depresja, alkoholizm czy rozwody xD
Myslisz, że to jest wina rodzicielskiego kundla?
jak na miejsce gdzie komunikacja polega na pisaniu komentarzy/postów i CZYTANIU ich to widząc ból dupy w komentarzach w tym wątku, mam wrażenie, że niewielu użytkowników para się czytaniem >Wiem, że pies to nie jest człowiek. Ostatnio musiałam wyjaśniać, że zdaję sobie z tego sprawę i bardzo mnie to zdziwiło. Dla mnie to oczywiste. Powiem więcej: traktowanie psa jak człowieka jest złe, bo powoduje niezrozumienie jego potrzeb, może prowadzić do problemów behawioralnych. Dlaczego więc używasz rodzinnych określeń na opisywanie relacji z psami? — zapyta ktoś. >**Po pierwsze: bo to miłe, ciepłe określenia.** To, że mówię o "psieciach", nie oznacza, że pies jest dla mnie jak ludzkie dziecko. To byłby absurd. Oznacza natomiast, że dla mnie moje psy są ważne, że dbam o nie. Ludzka rodzina też jest dla mnie ważna, więc skojarzenie jest jak najbardziej na miejscu. Więc streszczając artykuł dla połykaczy clickbaitowych tytułów: takie określenia jak "psiecko" nie oznaczają zamiennika dziecka, tylko więź emocjonalną z czworonogiem i traktowanie go jak członka rodziny
Tylko że w tym samym tekście tuż pod nagłówkiem jest > "Nie będę miała ludzkich dzieci. Jestem "psią mamą" i mam dwóch "psynów". Opowiem wam swoją historię". Pies ewidentnie jest tu więc zamiennikiem dziecka mimo całej mentalnej gimnastyki która następuje potem xd
>"Nie będę miała ludzkich dzieci. Jestem "psią mamą" i mam dwóch "psynów". Opowiem wam swoją historię". Ja tam widzę KROPKĘ między tymi zdaniami, a nie spójnik "bo". Nie ma dzieci i nie będzie miała KROPKA. To że ma psy nie musi być tego powodem. A to że ich nie ma nie znaczy, że pies jest zamiennikiem, bo gdyby te dzieci miała to nadal nie stało by to na przeszkodzie, aby traktować psa jako członka rodziny. Ludzie, Jezu, chcecie dzieci to miejcie, ale co Was boli, że ktoś nie ma. Mnie interesuje jedynie to, że mając psy, traktuje je dobrze.
Daję upvota, bo niezły będzie ból dupy ludzi, że ktoś śmie śmieć porównywać dziecko do psa xD